Idziemy na dymka, czyli palenie w pracy

0
3518

Dariusz Winnicki, hotelarz, mistrz ciętej riposty, duże poczucie humoru. W swoim stylu zgodził się przygotować pierwszy z cyklu felietonów na bardzo różne tematy związane, pośrednio lub nie, z hotelarstwem. Oto pierwszy z nich.

Muszę na wstępie ostrzec, że nie będę ani wyrozumiały, tolerancyjny ani obiektywny. Trudno – nie dość, że jestem przedstawicielem pracodawcy, to na domiar złego jestem całkowicie i od zawsze niepalący, tak więc nie przemawiają do mnie żadne argumenty w tej kwestii a już najmniej ten, który jest najczęściej używany w tej sytuacji czyli: „Szefie muszę zajarać”.

Większość osób, które uważają mój punkt widzenia za niesprawiedliwy i opresyjny to Pracownicy, ja jestem reprezentantem Pracodawcy tak więc postaram się przedstawić punkt widzenia tej strony, bo większość represjonowanych dotąd dokąd sama nie stanie po tej stronie barykady, z przedziwnego powodu nie potrafi zrozumieć niechęci pracodawców do palenia w pracy.

Zacznę od tego, że Kodeks Pracy, dokument na który tak chętnie powołują się pracownicy, nie mówi absolutnie nic o paleniu w pracy. Mówi o wielu sprawach, broni prawa Pracownika do wielu rzeczy, utrudnia pracodawcy wyzysk i dręczenie, jednak pomimo krążących legend nigdy i nigdzie nie udało mi się znaleźć nic w temacie „fajek”. Może być oczywiście tak, że to ja nie nadążam za zmianami, że coś jednak się pojawiło lub najnormalniej w świecie źle interpretuję zapisy prawne i niesłusznie ograniczam ludziom prawo do fundowania sobie powolnego samobójstwa. Cóż – Errare Humanum Est! – jak mawiali Starożytni. Poprawcie jeśli się mylę.

Póki co jednak zakładam, że racja jest po mojej stronie i będę swego zdania bronił jak niepodległości.

Do rzeczy jednak. By nie wpadać w ton mentorski przyznam się od razu, że w obiekcie dla którego obecnie pracuję nie udało mi się rozwiązać problemu osób palących i nie mam nawet szczególnych nadziei na to, że moje starania dadzą jakiś wymierny efekt. Jak w wielu innych sytuacjach staram się po prostu znaleźć rozwiązanie, które usatysfakcjonuje wszystkie strony tego konfliktu.

Zaczynam od sprawdzonej rodzicielskiej metody:
ZRZĘDZENIE – wszędzie i zawsze, gdy tylko „złapię” kogoś na paleniu. Działam złośliwie i z premedytacją, jak obrazek na opakowaniu papierosów – mówię wprost że umrą na raka lub wpadną w bezpłodność (zależnie od wieku i stanu posiadania palaczy). I nie, nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia – mówię prawdę, a że komuś może być przykro lub poczuje się dotknięty? Trudno. Empatia nie jest moją mocną stroną.

To oczywiście nie daje szczególnie satysfakcjonujących efektów, więc wobec tych, którzy nazbyt często wpadają mi w oko w trakcie patroli stosuję jawnie demotywacje finansowe uwzględniając to, że każdy z nas ma gwarantowaną przepisami przerwę w trakcie pracy. Na jakiej zasadzie stosujemy te restrykcje? Zupełnie, ale to zupełnie uznaniowo. Nie mam ani czasu, ani ochoty być Gestapowcem czy Śledczym – ostrzegam na samym początku, a później wszyscy liczą się z tym, że jeśli palą w pracy, to ja inaczej liczę im czas pracy. Tak więc druga metoda to SANKCJE FINANSOWE – metoda zła i nieskuteczna, bo prowadzi do konfliktów, obrażania się i ciągłej zabawy w Niemców i Partyzantów.

GRATYFIKACJE FINANSOWE – to rozwiązanie, które preferuję, ale jego skuteczność też jest daleka od oczekiwanej. System premiowania pozwala mi na uznaniowe nagradzanie osób które deklarują, że są wolne od nałogu lub, że są w stanie nie palić w pracy. To oczywiście wymaga wzajemnego zaufania. Jeżeli ktoś zadeklaruje mi, że nie będzie palił w pracy, otrzyma dodatek do wynagrodzenia, jest jednak świadomy tego, że jeśli zaliczy wpadkę…

Cóż, może moje poglądy na relację między pracownikiem a pracodawcą są archaiczne, być może tkwię nadal w XIX wieku i moje niezrozumienie dla nowoczesnych trendów HR, promujących owocowe czwartki i rodzinną atmosferę są z góry skazane na niepowodzenie, gdyż każdego roku zalewa nas fala młodych ludzi, którzy w całkowicie inny sposób traktują swoją pracę zawodową. Nie jest ona dla nich celem samym w sobie. Ok. Być może, mimo to jednak uważam pobłażliwość dla palaczy za coś skrajnie nierozsądnego. Po pierwsze wprowadzamy w ten sposób niczym nieuprawnione „premiowanie” czasem wolnym części personelu, po drugie – i nikt mnie nie przekona że jest inaczej – nie da się skutecznie zamaskować aromatu tytoniu u osoby, która waśnie wróciła z takiej „przerwy” co w obiektach hotelowych, gdzie wydaje się sporo pieniędzy na odświeżacze, świece i zapachy można traktować jako swoistą dywersję. Pomijam już fakt, ze kucharz, który pali, ma upośledzone kubki smakowe czy tego chce czy nie.

Rzecz kolejna – z moich obserwacji wynika, że czas wejścia i wyjścia z pracy każdy stara się sobie skrupulatnie ewidencjonować, ale już przerwy na fajkę traktowane są na równi z przerwą na modlitwę. Takie nasze boskie prawo! Nie lubię i nie będę tolerował takiej dysproporcji.

Ponarzekałem, a teraz pomyślmy co z tym zrobić.
Po pierwsze oczywiście lepiej by było nie zatrudniać osób palących, to jednak jak wiemy jest niewykonalne. Pozostaje więc znaleźć rozwiązanie które zniechęci do częstych wyjść – wyznaczyć strefę dla palących i ustalić jasne i nie podlegające dyskusji zasady korzystania z niej. Oczywiście idealnie byłoby gdyby nie była ona zbyt komfortowa, po to by nie urządzano tam „spotkań grupowych dla omówienia istotnych spraw dla hotelu”, najlepiej otwierana za pomocą karty tak by zawsze można było sprawdzić kto z niej korzystał i kiedy, itd., itp.

Można oczywiście chodzić i wyłapywać palących, stać nad nimi, nad monitoringiem, zliczać minuty, ale czy o to chodzi w pracy menadżera? W pracy tego, który nie ma być BOSSEM ale LIDEREM? Nie mam czasu na łapanki, nie mam czasu na mowy umoralniające, nie mam czasu na robienie z siebie durnia biegającego za palaczami jak nauczyciel w podstawówce. Chcecie mieć płacone nadgodziny? Przestańcie palić – w przeciwnym razie uznam, że część tych „nadgodzin” to wynik złej organizacji pracy własnej i najnormalniej w świecie je zakwestionuję.

Tak przyznaję, wiem że walka ta jest z góry skazana na niepowodzenie i jestem świadom tego, że skoro wizja raka płuc nie zniechęca ludzi do rzucenia palenia, to nie sprawi tego także moje zrzędzenie czy brak dodatku motywacyjnego – nałogi mają swoje prawa. Mimo to jednak nie poddaję się i doceniając wszystkich członków mego Zespołu, szanując ich umiejętności, wysiłek i poświęcenie dla firmy w trosce o ich dobro i zdrowie będę nadal robił wszystko by uprzykrzyć im czas spędzany „na fajce”, choćby po to, gdy będą kupowali kolejną paczkę, wyświetlał im się przed oczyma obraz mej wykrzywionej w geście dezaprobaty gęby.

Z tego miejsca pozdrawiam serdecznie:
Monikę Z., Malwinę P., Magdalenę S. Prawie cały team Kuchni i Resto z wyłączeniem Róży W., która mówi że „Dyro ja nie palę! Przysięgam!”, Beatę B. i jej pokojówki, Monikę L-F. i wiele, wiele osób, które gdyby nie wydawały pieniędzy na papierosy to… 😉

Dariusz Winnicki, dyrektor generalny, Hotel Ostoja Chobienice

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.